wujcio Stefan wujcio Stefan
618
BLOG

Dlaczego nienawidzimy rekruterów

wujcio Stefan wujcio Stefan Gospodarka Obserwuj notkę 2

Z pewnością ci z nas, którzy pracowali, pracują bądź będą pracować napotkają przynajmniej raz na swojej drodze rekrutera bądź innego haerowca.

Jako że we mnie takie osoby wywołują trudną do przezwyciężenia niechęć, postanowiłem nadmiar tej żółci upłynnić na tym blogu. Zatem, czytelniku, czuj się ostrzeżony.

Rekruter/haerowiec to osobnik zajmujący się przeglądaniem dokumentów aplikacyjnych, tak zwanych CV oraz przesłuchiwaniem kandydatów na konkretne stanowiska. Ma on w teorii zapewnić w pełni "profesjonalny" przebieg procesu werbowania nowego pracownika i za pomocą swoich, oczywiście "miękkich" kompetencji sprawić, by ów zwerbowany odpowiadał stanowisku w 100%.

Zatem mamy do czynienia z pierwszym powodem mojej niechęci do haerowców: są oni proktologami rynku pracy.

Tak właśnie, proktologami, gdyż człowiek spotyka się z nimi właśnie wtedy, kiedy poszukuje pracy, co jest sytuacją równie kłopotliwą jak spuszczenie spodni przed lekarzem, szczególnie na obecnym rynku pracodawcy. Haerowiec ma nad nami istotną przewagę: on pracę ma, my niestety nie i musimy być dla niego milutcy. O czym on zresztą wie.

Niestety, nie jest on typem równie wyrozumiałym jak proktolog. Nie wyobrażam sobie bowiem kilku proktologów, jak siedzą przy tym piwie w zadymionej knajpie i rzucają dykteryjkami na temat jelita grubego, które dzisiaj widzieli. Nie jest to po prostu możliwe, a nawet jeśli, to osobniki zarykujące się śmiechem z czegoś tak prozaicznego, jak ludzka d*** raczej wychodzą na piwo w samotności. Szczególnie, jeśli ogladają owe d*** przez osiem, a i nierzadko 12 godzin dziennie.

Tymczasem haerowcy często publikują artykuły, w których natrząsają się z nieporadności ludzi, którzy są w co tu dużo gadać, trudnej sytuacji. Bardzo często w tego typu artykułach, publikowanych na omlecie czy innym wp można znaleźć litanie poważnych błędów, jakie ludzie piszą w swoich obcojęzycznych cv tłumaczonych za pomocą googla. Ok, pół biedy. To nie jest najgorsze. Ale na przykład publikująca i na salonie24 pewna pani z haeru natrząsała się z jakiejś 50letniej kobieciny, bodaj księgowej, która straciwszy pracę w której siedziała od 32 lat z przerażeniem mówiła, że nie jest w stanie się nauczyć nowego programu księgowego bo jest na to za stara. Ha, ha, ha, cóż za porażający brak elastyczności na współczesnym rynku pracy.

Haerowcy uwielbiają się natrząsać z rzeczy, które są istotne tylko i wyłącznie dla nich i przez nich. Na przykład błędy w CV, spowodowane autokorekta worda czy też zwykłą omyłką. Jest to zwykle traktowane jako niesamowite przewinienie, po prostu ósmy grzech główny: CV ma być perfekt i już, bo jasnie pan haerowiec je czyta. Miałem kiedyś rozmowę kwalifikacyjną w sporej firmie. W jej trakcie okazało się, że mam w CV błąd, z którego wynika, że pracuję w księgowości od 14 roku życia. Pośmialiśmy się i dostałem tą pracę, a po jej ukończeniu bardzo fajne referencje. Udało się, bo rozmawiałem ze swoim bezpośrednim przełożonym. Gdybym miał do czynienia z haerowcem, ten by się na mnie śmiertelnie obraził. Nie mając bowiem ani możliwości, ani kompetencji (co pani po socjologii u licha wie o rachunkowości i podatkach?), haerowiec będzie "tykał" kandydata za pomocą takich głupot jak CV, siła uścisku dłoni, podchwytliwe pytania o pożar...

No właśnie, tutaj gładko przechodzimy do kolejnego przyczółka nienawiści w stronę haerowców. Chodzi generalnie o wywieranie na kandydatów nacisku, aby robili z siebie bałwanów.

Przykład? Weźmy do ręki pierwszy lepszy artykuł pióra jakiegoś haerowca o szukaniu pracy. W 5/10 przypadków znajdziemy tam przykład gościa z Wrocławia czy innej Legnicy, który wywiesił billboard ze swoim CV i ktoś go zatrudnił. Jeeej, trybuny szaleją, facet, jesteś fantastyczny. Wszyscy zatem wywieszajmy billboardy. Wy, którzy aplikujecie na stanowiska księgowych, inżynierów, informatyków, zachowujcie się w ten właśnie sposób. A co, nie macie wciąż pracy? Sami jesteście sobie winni, trzeba było wydać dziesięć klocków na plakacik w centrum.

Kolejną, fantastyczną radą haerowców jest wysyłanie CV na wszystkie możliwe oferty pracy i nie zważanie na brak odpowiedzi po setnym wysłanym dokumencie. Nie martw się, bracie, rzecze haerowiec. Wyślij i dwieście. Ale ale. Z drugiej strony nie podchodź do tego maszynowo. Pamiętaj, że Twoje CV musi być indywidualnie dobrane do pracodawcy. No i pamiętaj, że rekruter poświęca każdemu dokumentowi najwyżej 15 sekund. Taka z niego leniwa maruda. 15 sekund! No więc musisz pana rekrutera, człowieku z opuszczonymi gaciami, jakoś zająć. Zrób CV na fioletowo. Wklej nagie zdjęcie. Ewentualnie wyślij dokument na papeterii z kucykami Pony. Ergo: zrób koniecznie coś głupawego, żebym miał weselej w pracy, przy czym niekoniecznie musi to świadczyć o twoich kompetencjach. W sumie to wcale nie musi: nie ma bowiem haerowiec bladego pojęcia, jak zweryfikować Twoją wiedzę na tematy merytoryczne, zostaniesz więc poproszony o zachowywanie się jak idiota.

Na przykład ni z gruszki ni z pietruszki na rozmowie kwalifikacyjnej poproszą Cię o odpowiedź, jakbyś zachował się w przypadku inwazji kosmitów. Jeśli haerowiec jest kumaty, masz jeszcze jakieś szanse; możesz bowiem zapytać, czy chodzi o Zergów czy też Protossów, i na podstawie swojej dogłębnej znajomości StarCrafta będziesz mógł znaleźć odpowiednie remedium. Pech jednak sprawia, że ludzie, którzy lubią oglądać innych ludzi bez spodni, sami miewają raczej średnie poczucie humoru.

Wszystko to służy w sumie jednemu celowi: ustawieniu kandydata w jak najgorszej pozycji wyjściowej. Gdy byłem jeszcze młody i głupi, starałem się o staż w pewnej dużej korporacji. Przeszedłem bez pudła testy numeryczne, językowe, czytania ze zrozumieniem, zweryfikowano moje CV, wszystko cacy. No i dotarłem na tą nieszczęsną rozmowę, gdzie spotkałem Wytrzeszczoną Panią od Haeru. Wytrzeszczona zadawała dużo głupawych pytań, za każdym razem sugerując, że w sumie to jestem cienias i ciągle wyrzucają mnie z pracy, choć nie było to w żadnej mierze prawdą. Najistotniejsze było w tym wszystkim to, że na samym początku z surową miną zastrzegła, że (tu proszę włączyć głos Dartha Vadera albo Christophera Lee) NIE BĘDZIEMY ROZMAWIAĆ O PAŃSKIM WYNAGRODZENIU. TO TAJEMNICA. Wytrzeszczona powiedziała to takim tonem, jakby ona była wiktoriańską damą a ja właśnie zaproponowałbym jej figlarne igraszki na stole tu i teraz przy wszystkich, w dodatku z udziałem domowych zwierząt futerkowych. Naruszyłbym bowiem w ten sposób kolejne spiżowe prawo haeru, które brzmi: Nigdy nie rozmawiaj o pieniądzach, chyba, że haerowiec łaskawie sam rozpocznie temat. A to dlaczego u licha, ja pytam? Jest w tym jakikolwiek powód niż to, by postawić rekrutowanego w pozycji dziada proszalnego, któremu EWENTUALNIE po miesiącu pracy powie się, że dostaje tysiąc albo niech spada? Rozmowa tego typu to normalna transakcja handlowa. Jestem ciekaw, czy gdy Wytrzeszczona idzie kupić samochód, wystawia czek in blanco, gdyż nie chce zaburzyć wewnętrznej harmonii sprzedawcy obcesowym pytaniem o cenę?

Niestety, młody byłem i głupi i przytaknąłem grzecznie i nie zapytałem o te nędzne groszaki, które Wielka Korporacja miała dla mnie.

Myślę, że na drugi raz zachowam się inaczej. I to radzę wszystkim czytelnikom. Gdy tylko Wytrzeszczona skończy zadawać pytania i łaskawie pozwoli wam zadać wasze (pod warunkiem, że nie będzie to pytanie o pieniądze), zadajcie jej pytanie jak wąsaty Mongoł z filmiku poniżej. Pracy nie dostaniecie, ale zachowacie twarz i dobry humor. No i na podstawie tego wydarzenia będziecie mogli opowiadać przy piwie zabawniejszą historię, niż pani z haeru.

Lubię rano zaparzyć sobie kubek obrzydliwej kawy, poprzeglądać wiadomości z mainstreamowych serwisów informacyjnych i potłumaczyć z orwellowskiego na nasze. Ostatnio coraz częściej gram na basie. Moja strona jest warta2,73 Mln zł

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka