wujcio Stefan wujcio Stefan
556
BLOG

Dziurawa szalupa ratunkowa ?

wujcio Stefan wujcio Stefan Gospodarka Obserwuj notkę 2

Gdy w pewnym momencie zrywa się ostra burza z piorunami, naturalną reakcją człowieka jest próba znalezienia schronienia. Czym szybciej, tym lepiej. I to najlepiej pewnego. Niestety, często tym schronieniem okazuje się być pobliskie drzewo: niejednokrotnie kończy się to uderzeniem pioruna i zgonem, drzewa bądź człowieka.

Ostatnim hitem wiadomości ekonomicznych jest frank, a właściwie jego szybująca w niebiosa cena. Przebiła ona dziś 3,60 zł, mówi się o 4,00, 4,50 a nawet 5,00 zł. Nieszczęśni kredytobiorcy zaciskają zęby i liczą straty. Ich ból dostrzegli już niektórzy politycy, nie pamiętam już, czy z PiS czy z PSL, ogłaszając głupkowaty postulat zamrożenia kursu franka. Najwyraźniej jest to oznaka tęsknoty za cinkciarstwem i czarnym rynkiem walutowym. O cynizm bym ich przecież nie podejrzewał, prawda ?

Frank umacnia się potężnie szczególnie względem euro, dolara i złotego. Waluta amerykańska pada najwyraźniej ofiarą Bennego "Heliloptera" Bernanke, który nie tylko przebił w robocie drukarskiej Paulsona, ale planuje dalsze "pobudzanie" amerykańskiej gospodarki drukiem papieru. Zaprawdę, jak nisko musiała upaść nauka ekonomii, by ktokolwiek wierzył w skuteczność tego typu operacji? Gdybyż to był pierwszy przypadek w którym zadrukowanie masy celulozowej okazuje się nieefektywny, można by to zrzucić na karb błędnej teorii. Ale właśnie w FEDzie odtrąbili trzecią turę dodruku, oczywiście aby "pobudzić", "rozgrzać" i "zachęcić rynki". Jak widać, "rynki" poczuły się "pobudzone" i "zachęcone", tyle, że do ucieczki od dolara.

Euro również ma się kiepsko: odór zgnilizny przebił grubą warstwę perfum kilku euro-zombiaków, a lista kolejnych wcale nie jest krótka. Już nawet G. Soroz coś tam przebąkuje o upadku strefy euro, choć z tym facetem trzeba być ostrożnym: w końcu mógł zainwestować grube miliardy w grze na osłabienie euro. Tak czy siak, wspólna waluta coraz mocniej trzeszczy i wcale dobrze nie wygląda. W Polsce jest tylko niewiele lepiej. W takiej sytuacji naturalnym odruchem inwestora jest próba znalezienia bezpiecznej przystani i przeczekanie burzy.

Tylko że z tym jest ciężko. Zwrot "pewny jak w banku" zaczął być niepokojącym anachronizmem. Nagle okazało się, że upadają całe państwa: czarowanie ludzi "kontrolowaną rekonstrukcją długu Grecji" jest tylko mdłą próbą ukrycia faktu, że obligacje większości państw zachodnich (z USA włącznie) wcale nie są bezpieczną inwestycją. Zaprawdę, żyjemy w ciekawych czasach, gdyż właśnie w ten sposób upadł jeden z aksjomatów głównonurtowej ekonomii.

W takiej sytuacji inwestorzy odwołują się chyba do ostatnich dwóch pewników, jakie im zostały: złota i Szwajcarii. Cena złota przebiła dziś w Londynie 1600 dol za uncję i nie zamierza zwalniać, choć niejeden "guru inwestowania" marudził, że to tylko kolejna bańka spekulacyjna.  Tymczasem "bańki" szukałbym raczej we franku.

Frank, jak każda chyba waluta świata współczesnego, jest pieniądzem fiducjarnym. Czyli opartym na wierze i zaufaniu w to, że frankiem będziemy mogli gdzieś zapłacić, coś za niego kupić i że bank centralny Szwajcarii nie zwiększy jego wolumenu dwukrotnie z dnia na dzień wskutek wspaniałej epopei przemysłowo-drukarskiej. Tą wiarę na przykład postradali właściciele dolarów: gdyby chodziło o wytop stali, widzieliby prawdopodobnie oczyma duszy Bennego Bernanke, który sam zakasał rękawy i w pierwszym szeregu leje surówę poluzowawszy krawata.

Chociaż szwajcarski odpowiednik Bennego wykazuje się widać daleko większym rozsądkiem, nie ma jakiejś większej różnicy jakościowej pomiędzy obiema walutami. I dolar, i frank w gruncie rzeczy opierają się na niczym i zależą bardziej od emocji, czy to Wielkiego Zecera czy inwestorów.  Same z siebie nie przedstawiają wartości większej, niż papier i farba, z których powstały.

W dodatku banki szwajcarskie wcale nie są tak pewne, jak mogło by się wydawać. Również stosują rezerwę cząstkową i są w podobnym stopniu narażone na upadek jak pozostałe banki. Dość powiedzieć, że największym beneficjentem amerykańskiego pakietu pomocowego dla banków była... amerykańska filia Credit Suisse. Suma zobowiązań (czyli potencjalnych długów do spłacenia) UBS, największego banku szwajcarskiego wielokrotnie przekracza sumę PKB Szwajcarii. Zatem nawet, gdyby tamtejszy rząd postanowił ratować flagowy okręt szwajcarskiej bankowości, nie jest po prostu w stanie. A UBS to tylko jeden, choć największy z tamtejszych "too big to fall".

Frank szwajcarski może okazać się owym drzewem, pod który chowają się inwestorzy przed burzą. Czy tak być musi ? Cóż, nie w każde drzewo wali w trakcie burzy piorun. Co nie zmienia faktu, że uderzyć może, a konsekwencje będą poważne. A wtedy cena złota, tradycyjnej pewnej przystani, przebije spokojnie 2000 $ za uncję i będzie rosnąć dalej.

 

Lubię rano zaparzyć sobie kubek obrzydliwej kawy, poprzeglądać wiadomości z mainstreamowych serwisów informacyjnych i potłumaczyć z orwellowskiego na nasze. Ostatnio coraz częściej gram na basie. Moja strona jest warta2,73 Mln zł

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka