wujcio Stefan wujcio Stefan
275
BLOG

To nie zaraza, to rezultat !

wujcio Stefan wujcio Stefan Gospodarka Obserwuj notkę 1

Czasami chciałbym zalogować się na swój prześwietny blog i napisać coś optymistycznego. Coś, co leje miód na skołatane serca ludu pracującego miast i wsi. Niestety, formuła tego bloga, który ma traktować przede wszystkim o finansach, ekonomii i takich tam bzdurach mocno ogranicza zakres tematyczny notek. W tym zaś zakresie jest naprawdę krucho. Czasem aż chce się wyć: Benny, Donald, Vincent, u licha, puknijcie się w czoło, chciałbym coś na wesoło napisać ! Niestety, nie potrafię się cieszyć jak głupi do sera i muszę niekiedy przelać na papier czystą żółć.

Na przykład dziś. Po długiej nieobecności otworzyłem sobie niezawodne pb.pl a tam same złe wiadomości. Tak po prostu. I to ciężki, bardzo ciężki kaliber. Dziś zajmiemy się głupawym sloganem, który zdaje się że wkroczył już na dobre w ekonomiczno-keynesowską nowomowę.

"ZARAZA ROZLEWA SIĘ PO UE !"

Zaraza: to słowo sprawia, że dreszcz przebiega po plecach. Istotnie, samo słowo jest pewnym archaizmem: dziś już nikt nie mówi, że "w Polsce panuje zaraza grypy": używa się zgrabniejszego zwrotu "epidemia". Dziwnym trafem "zaraza" występuje tylko w jakichś przez Boga zapomnianych bantustanach albo w wiekach dawnych: generalnie w okolicznościach, w których człowiek nie może sobie z nią poradzić, gdzie pojawia się znienacka i zbiera spore żniwo. W staropolszczyźnie zarazę określano słowem "powietrze", czyli coś roznoszonego przez wiatr. Prawda, że straszne ? Wiatr wieje niemal bez przerwy, szczególnie na Dzikich Polach i nikt nie wie, co na dobrą sprawę przyniesie. Zbierzmy więc do kupy to, co się kojarzy z zarazą: jest ona śmiertelna, nagła, niezasłużona i niespodziewana. A teraz odnieśmy to do europejskich finansów.

O tym, że ta rzekoma zaraza nie jest śmiertelna, pisałem w poprzedniej notce, o Białym Niedźwiedziu Bankructwa. Niestety, żyjemy w smutnych czasach, w których dobry njus jest niemal na wagę złota i niejeden spocony dziennikarzyna musi powrzucać do swojego reportażu sporo apokaliptycznych tekstów by przebić się na czołówkę. Dodać do tego poczucie zagrożenia, wskazać paluchem winnego i gdyby jeszcze udało się tam upchnąć seks, byłoby już w ogóle cacy. Taki klimat, połączony z brakiem tak zwanego rozsądku ekonomicznego (celowo nie piszę "wiedzy z zakresu ekonomii", bo tu naprawdę wystarczy rozsądek) sprzyja nakręcaniu paniki.

Drugi element to nagłość. Nagle to zbankrutował Lehman Brothers: bank w końcu prywatny, który co prawda publikował swoje sprawozdania finansowe, ale proszę mi wierzyć, jeśli ktoś nie siedzi mocno w temacie rachunkowości bankowej i nie zna się nieco na sensownie wyłożonej ekonomii, to mu to nic nie powie. Zresztą Enron też publikował swoje sprawozdania i wiemy, jak było dalej. Tymczasem zadłużenie państwa w relacji do PKB to dość prosta sprawa (choć wygibasy księgowe a`la Gargamel mogą nieco sytuacji zamydlić) i powszechnie znana. Cały cyrk zaczął się, gdy jakiś wesoły ananas z Fitcha albo innego Moody`s uznał, że Grecja się nie wypłaci i obniżył im "rating". Nie było jakiejś nocy długich noży, nieszporów sycylijskich ani żaden wulkan nie zmiótł Knossos z powierzchni ziemi. Zresztą ci z agencji ratingowych to też wesołki. W przeddzień upadu, Lehman miał wcale niezły rating, AA bodaj. I potem już się posypało. Ale mimo to ludzie łapią się za głowy. I tak samo jest z Włochami. O Włochach to ja piszę i piszę od hohoho, a tu nagle nagłówki gazet walą po oczach "czarnym piątkiem". Ludziska kochani, gdzie wyście byli, kiedy ci Włosi zaciągali te swoje cholerne długi ? Na tych samych wykładach z markoekonomii co ja? Pewnie tak, bo tam uczono studentów, że państwo, hehe, przecież nie może zbankrutować.

Fala nadchodzących bankructw nie może być zarazą również dlatego, że zaraza dotyczy przecież osobników żywych. A finanse bankrutów nie żyją już od wielu lat. Są jak galwanizowana żaba, przepełnione adrenaliną końskie ścierwo, które ciągle niesie jeźdźca. To nie jest tak, że zdrowe jak rydz Włochy pomacały chorą Grecję i nagle się posypało. W pewnym momencie ktoś rzekł po prostu "sprawdzam!" i odkrył, że siedzi w pomieszczeniu z całą grupą wesołych zombie. Dlatego też gadanie o kostkach domina jest równie pozbawione sensu: upadek jednej kostki nie wpływa na kolejne: są one tak wypłukane od środka, że wiatr przewraca każdą z osobna.

Zresztą, kto z was, Drodzy Czytelnicy, nie zalał się kiedyś w trupa ? Pewnie każdy choć raz. Na drugi dzień nikt nie bredził, że jest "chory". Kac to nie choroba, kac to rezutlat !

pb.pl/2/a/2011/07/12/Zaraza_rozlewa_sie_po_UE

Lubię rano zaparzyć sobie kubek obrzydliwej kawy, poprzeglądać wiadomości z mainstreamowych serwisów informacyjnych i potłumaczyć z orwellowskiego na nasze. Ostatnio coraz częściej gram na basie. Moja strona jest warta2,73 Mln zł

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka